Szczęśliwe macierzyństwo z celiakią – to możliwe!

O okresie przygotowań do ciąży oraz o jej przebiegu mówią trzy mamy z celiakią. Ich historie to dowód na to, że celiakia nie jest przeszkodą na drodze do szczęśliwego macierzyństwa.

Historie te zebrała Barbara Domaracka. Ukazały się w 9 numerze naszego magazynu „Bez glutenu”.

Ilona

Mam celiakię i 29 lat, a od 17 jestem na diecie. Rok temu byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem. Moja ciąża przebiegała książkowo. Od 2. do 4. miesiąca włącznie odczuwałam silne mdłości, ale poza tym nie miałam żadnych poważnych dolegliwości. W trakcie ciąży zaczął mi spadać poziom żelaza, więc lekarka zaleciła suplementację. Wiedziała, że mam celiakię, ale w związku z tym nie skierowała mnie na żadne dodatkowe badania. Nie zaleciła też jakichś specjalnych suplementów poza żelazem.

W czasie ciąży moja dieta się nie zmieniła, tzn. wciąż przestrzegałam ścisłej diety bezglutenowej i starałam się jeść zdrowe rzeczy, ale to jest dla mnie normą. Pod koniec ciąży ważyłam 8 kg więcej niż przed ciążą, a dzidzia urodziła się zdrowa i tłuściutka, ważyła ponad 3,6 kg! Sama jestem niewielkiej postury (mam 150 cm wzrostu) i różne osoby próbowały mnie straszyć, że będę musiała mieć cesarkę. Na szczęście obyło się bez niej i urodziłam naturalnie.

Z tego co słyszę od innych młodych mam, to moja ciąża była prowadzona standardowo. Miałam obawy, czy córka też nie będzie miała celiakii. Zresztą nawet jeśli tak się stanie, to nie koniec świata, aczkolwiek spore utrudnienie. Poza tym podczas ciąży miałam chyba typowe zmartwienia: czy dzidzia będzie zdrowa, czy nie będzie miała zespołu Downa lub innych ciężkich chorób. Ich prawdopodobieństwo jest oczywiście bardzo małe, ale paranoiczne obawy
i tak były. Obecnie sprawdzamy, czy córka nie ma celiakii, ale jak dotąd nic na to nie wskazuje. Jest zdrowa i normalnie
się rozwija. Pozdrawiam wszystkie celiaczki przy nadziei!

Magda

Pierwsza ciąża skończyła się poronieniem w 10. tygodniu, w kolejną zaszłam rok później. Miałam wtedy 25 lat. Ciąża przebiegała raczej bezproblemowo. Wiadomo, że dolegliwości jakieś występowały, ale raczej nic, co by jej zagrażało.
W tamtym okresie nie miałam jeszcze zdiagnozowanej celiakii. Mniej więcej od 20. roku życia występowały u mnie objawy tej choroby: bóle, biegunki, wieczna anemia, chorobliwa chudość, ale jakoś nie bardzo wiedziałam, co z tym zrobić. Co ciekawe, w czasie ciąży dolegliwości te cudownie ustąpiły. Przeszły mi wszelkie bóle brzucha, gazy, wzdęcia, biegunki. Być może w jakimś stopniu miała na to wpływ suplementacja żelazem.

Mniej więcej 2 lata po urodzeniu córki problemy zaczęły powracać, najpierw powoli, etapami, potem czułam się już tak źle, że zaczęłam szukać pomocy. Ostatecznie diagnoza została postawiona 5 lat temu – celiakia. Powiem szczerze, że ulżyło mi bardzo, nareszcie wiedziałam, co mi dolega i jak z tym żyć, tym bardziej że po kilku miesiącach diety, dolegliwości zaczęły ustępować, moje kości pokryły się warstwą tłuszczyku i przestałam wyglądać jak kościotrup. Diagnoza i ustąpienie objawów cieszyły tym bardziej, że bardzo chciałam mieć drugie dziecko, a nie wyobrażałam sobie ciąży i opieki nad maluchem z samopoczuciem, jakie mi towarzyszyło przed diagnozą.

Ostatecznie o kolejne dziecko zaczęliśmy się starać, kiedy starsza córka skończyła 9 lat. Spora różnica, ja sama miałam już wtedy skończone 35 lat, więc obawy o zdrowie dziecka i przebieg ciąży były głównie ze względu na mój wiek. Do samej ciąży nie przygotowywałam się jakoś szczególnie. Oprócz kwasu foliowego (ten brałam już od 2 lat) i witaminy D (którą również od kilku lat biorę codziennie) nic szczególnego nie stosowałam.
Jedyną nadprogramową rzeczą była wizyta u endokrynologa, ponieważ równolegle z celiakią zdiagnozowano mi chorobę Hashimoto. Jednak żadnych leków na tę przypadłość nie brałam, hormony miałam zawsze w porządku. Zostałam jednak uczulona przez lekarza, żeby badać je raz w miesiącu w czasie ewentualnej ciąży.

W ciążę zaszłam bez problemu i podobnie jak w poprzedniej, żadnych większych problemów nie było. Badania wykonywałam standardowe, dodatkowo jedynie co miesiąc TSH, T3 i T4. Suplementacji szczególnej nie stosowałam.
Ja w ogóle jestem bardzo sceptycznie nastawiona do sztucznych witamin, unikam ich jak tylko mogę. Ani ja, ani nikt z mojej rodziny nie łykamy żadnych wspomagaczy. W czasie ciąży endokrynolog przepisywał mi jednak witaminę D na receptę oraz dodatkowo jod. Oczywiście łykałam jeszcze kwas foliowy. Dopiero w drugiej połowie ciąży dołożyłam do tego żelazo, ze względu na anemię, gdyż ta niestety lubi mnie nadal. Dało też o sobie znać hashimoto.

Ogólnie w ciąży czułam się dobrze, apetyt rósł z tygodnia na tydzień. Dobry apetyt jest dla mnie w ogóle czymś nowym, bo od dziecka byłam niejadkiem, zawsze towarzyszyły mi nudności. Dopiero dieta bezglutenowa zmieniła ten stan, a ciąża pozwoliła mi odkryć nieznane dotąd smaki. Zajadałam się tym, na co tylko przyszła mi ochota. Ciąża zakończyła się planowo, szybko, a dzidziuś urodził się zdrowy. I na tyle wymagający, że po 4 miesiącach od porodu nic nie zostało z moich 22 nadprogramowych ciążowych kilogramów.

Podsumowując, mogę powiedzieć, że celiakia w niczym mi nie przeszkodziła, jeśli chodzi o ciążę. Przebiegała ona jak każda inna, ot, z małą adnotacją w dokumentach o celiakii i hashimoto. Ja generalnie swojej choroby i siebie nie traktuję jakoś specjalnie. Wiem, że na diecie będę do końca życia i że dieta bezglutenowa to moje zbawienie i recepta na zdrowie. Niewiele osób ma szczęście leczyć się w taki łatwy sposób.

I to chyba tyle z mojej ciążowej historii. Mam 2 córki – w tej chwili w wieku 12 i 2 lat. Żadnej z nich nie badałam w kierunku celiakii. Wiem, że choroba może im się przytrafić, dlatego obserwuję, patrzę, staram się wyłapać jakieś szczególne dolegliwości. Na razie jednak żadnych nie zauważyłam. W okresie niemowlęcym obu wprowadziłam gluten później, niż to zalecano, około 9. miesiąca życia. Wolałabym, aby celiakia im się nie przytrafiła, ale też wiem, że nie byłaby to tragedia. Myślę, że dalibyśmy radę.

Kasia

Od czasu gdy dowiedziałam się, że choruję na celiakię oraz że towarzyszy jej niedoczynność tarczycy, żyłam w ogromnym strachu, że zajście w ciążę i jej donoszenie będzie czymś niewykonalnym. Ku mojemu zaskoczeniu, o tym, że zostanę mamą, dowiedziałam się po pierwszym cyklu starań. Opieka lekarska nade mną i nad moim nienarodzonym dzieckiem nie różniła się absolutnie niczym w stosunku do kobiet nieobciążonych celiakią. Były regularne wizyty lekarskie, badania, standardowa suplementacja. Największym problemem okazał się pobyt w szpitalu i dieta bezglutenowa tam proponowana. Nie odważyłam się próbować tamtejszych dań, więc w dowóz posiłków dla mnie zaangażowana była cała rodzina. Mój synek, Kubuś, przyszedł na świat pod koniec 41. tygodnia ciąży, 26 maja 2017 roku. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie musiał stosować diety bezglutenowej, a przynajmniej nie ze względów zdrowotnych.

Szczęśliwe macierzyństwo z celiakią – to możliwe!