Aktualności
Ciąża i połóg mogą indukować objawy celiakii – relacje młodych mam
Celiakia może ujawnić się w dowolnym momencie życia, także w ciąży lub w trakcie połogu, kiedy organizm kobiety doświadcza burzy hormonalnej. Przedstawiamy dwie dramatyczne historie młodych mam z naszego Stowarzyszenia.
Aktywacja celiakii w połogu może być związana z wieloma czynnikami a mechanizmy uruchamiające chorobę są wciąż badane. Wiadomo, że niezdiagnozowana w porę celiakia może nie tylko utrudnić zajście w ciążę lub spowodować poważne problemy z jej donoszeniem. Może także przyczynić się do kłopotów z laktacją, ale przede wszystkim bardzo gwałtownie pogorszyć stan zdrowia kobiety.
Świadczyć o tym mogą poniższe historie z niezdiagnozowaną celiakią w tle.
Opowieść Agnieszki:
„W październiku 2016 r. urodziłam piękną, zdrową córeczkę. Ciążę przechodziłam bezproblemowo. Jadłam wszystko, czułam się świetnie. W pierwszych tygodniach po narodzinach córki nie mogłam się skarżyć na nic, nawet na nieprzespane noce. Karmiłam wyłącznie piersią – wiadomo, dla jej zdrowia.
Półtora miesiąca po porodzie zakłuło mnie w kręgosłupie. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to od wielogodzinnego noszenia córki. Normalna, częsta sprawa. Z tą różnicą, że zaczęło mnie kłuć coraz częściej i mocniej. Walczyłam z tym, ale nagle, z dnia na dzień, przestałam być w stanie podnieść córkę. Fizjoterapeuta, masaże, gorące kamienie, zastrzyki domięśniowe z witaminami z grupy B, mocne leki przeciwbólowe, wizyty lekarskie, ćwiczenia w domu – wszystko na nic.
Jestem instruktorką pilatesu, wiedziałam, jak postępuje się z większością bólów w kręgosłupie. Jednak mój tylko się zaostrzał. Dość dziwna sytuacja u 25-letniej, szczupłej, wysportowanej osoby. W grudniu już nie byłam w stanie się poruszać. Nawet leżenie sprawiało ogromny ból. Próbowałam podnosić się z łóżka raz – dwa razy dziennie przy pomocy bliskich, jednak były to dla mnie bardzo ciężkie przeżycia.
W Nowy Rok, w niewyobrażalnym bólu, który przerastał nawet ból porodu naturalnego, trafiłam do szpitala. Przy próbie dotknięcia głowy omal nie zemdlałam, traciłam oddech. Na miejscu zrobiono mi wszystkie badania łącznie z markerami nowotworowymi i stwierdzono, że jestem zdrowa jak rydz. Nawet posądzano mnie o depresję poporodową i miganie się od opieki nad dzieckiem. Rezonans dolnego odcinka kręgosłupa, gdzie bolało najbardziej, również nic szczególnego nie wykazał.
Jednak jeden lekarz zdziwił się, dlaczego nie jestem w stanie kaszleć, kichać ani wziąć głębokiego oddechu. Zlecono RTG klatki piersiowej. Coś wyszło nie tak, więc posłano mnie też na tomograf i rezonans. Wynik był zatrważający: złamanie pięciu kręgów w kręgosłupie piersiowym. Takie złamania zdarzają się głównie przy niefortunnym upadku z wysokości, a ja przecież nawet zbytnio nie wychodziłam z domu! Zwrócono też uwagę na to, że mimo iż wapń we krwi mam w normie, moje kości są bardzo rzadkie. Stwierdzono dodatkowo ostrą osteoporozę. Kazano jeść wapń, łykać witaminę D i chodzić w gorsecie ortopedycznym. Zostałam wypisana po 10 dniach bez większej poprawy.
Wciąż coś nie grało: dlaczego młoda, zdrowo odżywiająca się osoba miałaby mieć kręgosłup w takim stanie? Nic oprócz kręgosłupa mnie nie bolało. Nie miałam bólów brzucha, wzdęć, biegunek, zaparć, żadnych objawów żołądkowych – po wszystkim, co zjadłam, czułam się dobrze. Jednak znajoma zasugerowała, że słyszała o młodej dziewczynie, która często łamała rękę bezupadkowo i stwierdzono u niej celiakię.
Wydawało mi się to abstrakcyjne, więc bez większej wiary w taką możliwość poddałam się badaniom przeciwciał przeciwko transglutaminazie tkankowej. Wynik wyszedł powyżej 200 przy normie do 20. Przy gastroskopii: Marsh 3C, całkowity zanik kosmków jelitowych. Stuprocentowa celiakia. Bez objawów brzusznych, z samą osteoporozą, u 25-latki. Nawet lekarz był zdziwiony tym przypadkiem.
Dziś jestem praktycznie normalnie funkcjonującą osobą. Już wiem, że celiakię „uaktywniła” mi ciąża, a moje zapasy wapnia wykorzystała córka najpierw w brzuchu, a potem w czasie karmienia piersią. Teraz dużo się ruszam, suplementuję to, co konieczne, zażywam zalecone probiotyki. Osteoporoza stopniowo sama się zmniejsza, przeciwciała się normują. Brzuch jak nie bolał, tak nie boli dalej. Ale jednak komfort mojego życia jest nieporównywalny w stosunku do tego, co było rok temu – i to tylko dzięki diecie bezglutenowej.”
Historia Katarzyny:
„Całe życie byłam bardzo szczupłą osobą i miałam anemię. Nie było w tym nic niezwykłego, funkcjonowałam normalnie. Jednak gdy urodziłam syna z wadą serca, mój styl odżywania pozostawiał wiele do życzenia. Bardzo często jadłam w barze w szpitalu, a w domu, żeby nie tracić czasu, przygotowywałam makarony z sosami lub pierogi. Synek wymagał opieki. Podczas kolejnej kontroli w szpitalu całą rodziną złapaliśmy infekcję jelitową: syn, mąż i ja mieliśmy biegunkę. Po kilku dniach mężowi i dziecku przeszło, natomiast mnie się pogorszyło, pomimo stosowania diety lekkostrawnej.
Przepisano mi leki na infekcję bakteryjną (poprawa była chwilowa) i zalecono dietę. Po 3 tygodniach ciągłej biegunki,
picia elektrolitów i trzymania diety mój stan zaczął się pogarszać. W ośrodku zdrowia lekarz zlecił badania i po otrzymaniu wyników podano mi kroplówkę. Biegunkę miałam cały czas. Zadzwoniłam do innego ośrodka, w celu wykonania USG. Opowiedziałam lekarzowi, że źle się czuję, bolą mnie okolice nerek. Po zrobieniu USG lekarz nic odbiegającego od normy nie zauważył, ale objawy go zaniepokoiły. Jak się okazało, pracował w jednym z krakowskich szpitali na oddziale gastroenterologicznym. Kazał mi się zgłosić pod koniec tygodnia na oddział ze skierowaniem. W nocy bolało mnie już tak bardzo, że pojechałam do innego szpitala na SOR. Zwijałam się z bólu. Po przyjęciu zrobiono badania, nawodniono, podano potas, przepisano leki i wypisano mnie do domu.
W piątek zgłosiłam się na oddział. Po przyjęciu wykonano podstawowe badania, podano kroplówkę, antybiotyki i nakazano leżeć. W sobotę w nocy miałam tak straszne bóle w okolicy nerek i nadnerczy, że musiano podać mi pochodną morfiny. W poniedziałek lekarz prowadzący zlecił badania kału, moczu, USG i badanie krwi pod kątem różnego rodzaju przeciwciał. Wyszły tylko przeciwciała wskazujące na celiakię. Miałam również mocno odbiałczony
organizm, przez co bardzo puchły mi nogi. Nawet lekarz z długim stażem pracy nigdy nie widział pacjenta z tak niskim
poziomem białka. Zaczęła się walka o moje życie. Wykonano gastroskopię i kolonoskopię – wykryto liczne stany zapalne.
W czwartek w nocy znowu pojawiły się silne bóle, dodatkowo zaczęłam wymiotować krwią. Rano powtórzono badania i po 20 minutach zabrano mnie na salę intensywnej opieki, gdzie podłączono do wszystkich urządzeń monitorujących moje funkcje życiowe. Kroplówka, krew, albuminy, żywienie pozajelitowe. Było ze mną bardzo źle. Nie mogłam już wstać, nie mówiąc o chodzeniu, i ciągle spałam. Najbliżsi, którzy mnie odwiedzili w tych najgorszych
momentach, byli przerażeni moim stanem. Lekarz naciskał na laboratorium, żeby jak najszybciej przysłano wszystkie
wyniki badań. Diagnoza: celiakia.
Na szczęście mój stan stopniowo zaczął się poprawiać. Po weekendzie wykonano rezonans magnetyczny oraz powtórzono gastroskopię. Po 2 tygodniach opuściłam szpital, jeszcze słaba, ale mogłam już jeść – bezglutenowo. Żyłam.
Moje życie bardzo się od tego czasu zmieniło. Kilka tygodni później również mój syn wygrał walkę o swoje życie w związku z wadą serca. Okazało się później zresztą, że on też musi być na diecie bezglutenowej. Dzisiaj gdybym zjadła odrobinę glutenu (co zdarzyło mi się przez przypadek), od razu miałabym silną biegunkę, tak jak przy rotawirusie, oraz okropne bóle okolic nerek.”
Historie ukazały się w 9 numerze magazynu „Bez glutenu” wydawanym przez Stowarzyszenie.